Nigdy więcej koncertów w poznańskim Eskulapie! Nigdy!
Organizacja przelała pałę goryczy, cytując Wiedźmina 2.
O 100/200 biletów sprzedali za dużo, przez co ledwo można było wejść na salę, a jak się weszło nie było czym oddychać. Pierwszy koncert na którym prawie zemdlałam i Blindeada słuchałam z korytarza.
Nie było baru czyli ani piwa ani wody. Od biedy można było kupić colę (wtf?) i wodę w szatni, małą buteleczkę za 5 zł -.-
Sama szatnia to jedno wielkie nieporozumienie. Pchasz się 30 minut wracasz kolejne 10. Do tego kolejka miesza się z kolejką do toalet.
Jak przeważnie zespoły się spóźniają to Morowe zagrało 30 minut wcześniej i oczywiście nie zdążyłam ich zobaczyć, super.
Nagłośnienie też do najlepszych nie należało.
Niestety 8 godzin stania w Demoniach Transformerach nie jest dobrym pomysłem, chyba, że ktoś lubi ból stóp.
Plusem jest sam koncert Behemotha. Trochę przegadany, ale muzycznie bardzo miło. Szkoda, że po wyświetleniu teledysku do "Lucyfera", który zaczął budować klimat zrobili 10 minutową przerwę na testowanie instrumentów -.-
Kolejny plus mają za to, że wyszli potem do ludzi i można było z każdym w miarę spokojnie pogadać i porobić sobie zdjęcia. Nergal nawet specjalnie nie gwiazdorzył, o dziwo.
A teraz lans na zdjęcie, chociaż wolałabym, żeby był na nim Seth.
No comments:
Post a Comment