Przygody Chihiro absolutnie mnie urzekły. Baśniowość zniewala w każdym fragmencie. Parada różnorodnych bogów, którzy tam występują jest obłędna. Prawie każdy czymś się od siebie różni, nawet jeśli początkowo wydawali mi się podobni. Ale za serce ujęły mnie tak naprawdę Susuwatari, po polsku zwane bodajże kurzykami. Pierwszy raz spotkałam się z tym co dla Studia Ghibli jest prawie, że zasadą; anime dotyka poważnych problemów. Obserwujemy jak Chihiro zaczyna dojrzewać i dorastać. Z nieporadnej osóbki staje się odważną i bardziej świadomą nastolatką/dziewczynką.
Po "Spirited Away" przyszedł czas na "Ruchomy zamek Hauru", który także ujął. Tutaj jednak miałam większe problemy z przyswojeniem, być może z mojego niewielkiego doświadczenia w świecie mangi i anime. W końcu wcześniej widziałam tylko Pokemony, Sailor Moon i Muminki (tak, Muminki to anime i w dodatku moje ulubione <3). Nie mogłam odnaleźć się w fabule, raz Sofii była stara, zaraz potem młodsza, a 30 minut później znowu stara. Ale nie da się ukryć, że "Ruchomy zamek Hauru" ma w sobie jakąś magię, przez którą nie można o nim zapomnieć jeszcze przez bardzo długi czas. Teraz za każdym razem kiedy widzę stracha na wróble przypomina mi się Rzepia Głowa.
Potem usłyszałam o "Mój sąsiad Totoro" i wiedziałam, że jest to pozycja obowiązkowa. Może historia jest banalna, ale to nie znaczy, że nie dotyczy poważnych problemów. Czteroosobowa rodzina sprowadza się na wieś, jednak matka cały czas musi przebywać w szpitalu. Zapracowany ojciec spędza dużo czasu w Tokio, a dziewczynki odkrywają, że mieszkają niedaleko duszka Totoro i jego przyjaciół. Anime jest absolutnie urocze. Za każdym razem kiedy patrzę na Totoro to mam ochotę się do niego przytulić, a "króliczki" wygłaskać i wyprzytulać ^.^ Bardzo żałuję, że w Polsce można dostać tak niewiele gadżetów związanych z tym filmem, chociaż Freakenstyle planują koszulki i inne dodatki (głosujcie na nr 2!). Sama sprawiłam sobie za pośrednictwem allegro zegarem z Totoro, białym duszkiem i kurzykiem (link do aukcji) i jestem z niego bardzo zadowolona! Jedynym minusem jest czas oczekiwania na przesyłkę, ale w końcu musi to trochę trwać skoro wysyłana jest z Hongkongu
Po "Mój sąsiad Totoro" mój zachwyt Studiem Ghibli osiągnął szczyt, przynajmniej wtedy tak myślałam. Sięgnęłam po "Nusicaä'e z doliny wiatru". Tutaj mamy do czynienia z czymś o znacznie trudniejszej problematyce. Katastrofa ekologiczna, rozszerzające się Pola Rozkładu i oczywiście konflikt racji. Anime zdecydowanie zrobiła na mnie ogromne wrażenia i utwierdziła w przekonaniu, że jedynym pasożytem na Ziemi jest człowiek.
Pozostałam w konwencji walki o naturę i obejrzałam "Księżniczkę Mononoke". W tej chwili jest to chyba moja ulubiona pozycja Studia Ghibli. Jest jednocześnie piękna i strasznie smutna, przepełniona baśniowymi zwierzętami oraz bogami lasu. W bardzo złym świetle przedstawia rasę ludzką, jednak właśnie tak jest (pomijając fantastyczne stworzenia, aczkolwiek może nie?). Nie będę tutaj pisać o fabule, bo film trzeba zobaczyć od początku do końca, a później zastanowić się nad tym co się widziało. Z ciekawostek, kiedyś czytałam, że imię głównego bohatera Ashitaka znaczy mniej więcej "czyż nie tak będzie?" jednak teraz nigdzie nie mogę znaleźć potwierdzenia tej informacji, więc jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi.
Niestety później przyszedł czas na dwa anime, które mnie rozczarowały, mianowicie "Podniebna poczta Kiki" oraz "Opowieści z Ziemiomorza". Jeśli chodzi o pierwsze to, moim zdaniem, jest zwyczajnie zbyt banalne. Ogląda się miło, ale nie mam absolutnie żadnych przemyśleń po obejrzeniu i w sumie niewiele więcej mogę na ten temat napisać. Jedyne co to, że Kiki uczy się jak radzić sobie w wielkim mieście i żyć z rówieśnikami.
"Opowieści z Ziemiomorza" to zupełnie inna sprawa. Ogląda się bardzo ciekawie, oryginalna fabuła, intrygujący bohaterowie, ale jednak czegoś brakuje, czuje się pewien niedosyt. Poza tym miałam wrażenie jakiejś wtórności, pod względem graficznym nic mnie nie zaskoczyło, postacie były bardzo podobne do tych z poprzednich filmów, a Arren jeździł na stworzeniu strasznie podobnym do Yakula z "Księżniczki Mononoke".
Umiarkowanym rozczarowaniem była "Narzeczona dla kota", ale chyba tylko dlatego, że uwielbiam koty. Tutaj sytuacja podobna jest do "Podniebnej poczty Kiki", jednak jest lepiej, ponieważ historia nie jest tak bardzo naiwna, przynajmniej w mojej opinii. Haru ma wiele problemów. Jest nastolatką, której matka nie do końca dobrze spełnia się w roli rodzica, a w szkole wymarzony chłopaka nie zwraca na nią uwagi. Pewnego dnia ratuje kota przed śmiercią pod kołami samochodu i tutaj zaczyna się właściwa akcja. Okazuje się, że kot, którego uratowała na na imię Muta i jest księciem w kocim świece, a na dodatek jego ojciec planuje ślub Haru i Muty. Film miły i przyjemy, zdecydowanie warty obejrzenia.
"Szopy w natarciu" czyli jak na razie ostatni twór Studia Ghibli jaki widziałam. Kolejny zagraniczny film przy którym tłumacze się popisali. Anime wcale nie jest o szopach, tylko o jenotach, a właściwie tanukach. W Japonii tanuki mają magiczne właściwości, potrafią zmieniać się w dowolną rzecz, zwierzę lub człowieka. Jest to kolejne dzieło o tym, że naturę należy szanować i nie da się z nią zwyciężyć, ponieważ zawsze znajdzie jakiś sposób, żeby przetrwać. "Szopy w natarciu" w europejskich rejonach budzą pewnie kontrowersje, ponieważ (jak to moja koleżanka określiła) "Ale... ale... im widać jajka!". Owszem "widać im jajka", ale dla Japończyków to nic dziwnego. Od zawsze jenoty były przedstawiane z dużymi mosznami i nie miało to żadnego podtekstu. Zachwycają też zabiegi zastosowane przez twórców. Jenoty występują w trzech rodzajach, w zależności od sceny; jako zwierzęta, postacie z mangi oraz antropomorficzne zwierzaki.
W najbliższym czasie planuję zapoznać się z resztą dzieł Studia Ghibli i na pewno jeszcze nie raz ten wątek się tutaj przewinie :)
No comments:
Post a Comment